- To prawda, ale to wcale nie dowodzi, że jesteś prawdziwym i takim, jakim cię widzę. Ty przecież też możesz być - Sądzi pan, że będzie miało dla niego znaczenie, jak wyglądam? Że oceni mnie po zakurzonym ubraniu? - Dla twojego dobra. Ktoś musi pilnować służby, inaczej nie wiadomo, co człowiek zastanie po powrocie. Co za głupie pytanie, odpowiedziało jej spojrzenie. Sęk w tym, że do rana było daleko, a on potrzebował jej teraz, zaraz, natychmiast! - Lara tak przywykła jej ulegać, że dała się wmanew¬rować w małżeństwo z Jeanem-Paulem, chociaż bała się go od samego początku. Nie starczyło jej charakteru, by sprze-ciwić się matce. Gdy Henry miał sześć miesięcy i przeby¬wali w Paryżu, odwiedziła ich Isobelle. Któregoś razu po¬szły obie na zakupy, a gdy Lara wróciła do domu, zastała męża kompletnie zaćpanego w towarzystwie jakichś koleż¬ków. Jeden z nich próbował podać narkotyki Henry'emu, a Jean-Paul uważał to za świetny dowcip! Dopiero wtedy Lara przejrzała na oczy. Dotarło do niej, że w końcu komuś może stać się krzywda. Zrozum, to nie była zła dziewczyna. Słaba, owszem, ale nie zła. siebie lubię... Drogi Marku! jednak Sayre nie fatygowała się z odpowiedzią. Obserwowała, jak nieznajomy usadawia się w kabinie na drugim końcu baru, gdzie jego towarzysze zaczęli pokpiwać z powodu nieudanego podrywu. Przeniosła wzrok na Becka. - Poradziłabym sobie sama. - Zapamiętam to. Zanim mogła powiedzieć coś więcej, podszedł do drzwi restauracji, otworzył je na oścież i gwizdnął cicho. Z tyłu pikapu poderwał się duży pies i podbiegł do niego. - Idź na zaplecze, niech cię nakarmią. Złoty retriever podszedł do podwójnych drzwi prowadzących do kuchni i otworzył je nosem. Sayre usłyszała głośne okrzyki powitania dochodzące ze środka. Beck wślizgnął się na ławkę naprzeciwko niej. - Frito? - spytała. - Skąd wiesz? - Chris o nim wspominał. - Ach, prawda. Noc w domku rybackim. Ryś. - Domyśliłam się, że Chris mówił o psie - zerknęła w kierunku kuchni. - Widzę, że Frito jest tutaj stałym bywalcem. - Ja też. Za to ciebie nigdy tu nie widziałem i szczerze mówiąc, jestem zaskoczony. W domu bez przerwy mówiłaś coś o powrocie do Kalifornii. - Pojechałam na cmentarz i zrobiło się zbyt późno. Postanowiłam więc zostać na noc i wyjechać jutro rano. Nie skomentował jej słów. - Zamówiłaś już coś? - spytał. - Cheeseburgera. - Grady, dla mnie to samo, co dla damy, proszę - zawołał Beck w stronę niskiego kucharza, widocznego zza okienka do podawania potraw. - Robi się - odkrzyknął tamten. Beck usadowił się wygodniej w kabinie. - A teraz, co mówiłaś o poradzeniu sobie z Klapsem Watkinsem? - Watkins - powtórzyła z nagłym zrozumieniem. - Teraz pamiętam. Był rozrabiaką, trochę starszy ode mnie, ale chyba powtarzał kilka klas. Raz został zawieszony za podglądanie dziewczyn w szatni. - Nadal jest rozrabiaką. Dowiedziałem się od Chrisa, że niedawno wyszedł z więzienia. Kiedy parkowałem, zobaczyłem cię przez okno i odniosłem wrażenie, że potrzebujesz pomocy. - Powinnam w tym momencie wtrącić: „Dziękuję za uratowanie mi życia"? Uśmiechnął się szeroko, spojrzał na zbliżającą się kelnerkę i mrugnął do niej, kiedy stawiała przed nim szklankę z colą. - Pamiętałaś o cytrynie, chociaż ci tego nie przypomniałem. Dzięki. - Jasne, że pamiętałam - odwzajemniła jego flirciarski uśmiech. - Znasz Sayre Lynch? Obie kobiety wymieniły chłodne uśmiechy. - Ten Klaps Watkins zasmrodził całe miejsce - rzekła kelnerka, zniżając głos. - Chcesz, żebym wytarła dla was stolik, Beck? - Myślę, że nie trzeba, ale mimo wszystko dzięki. - Nie powinni go wypuszczać z więzienia. - Daj mu trochę czasu. Na pewno tam wróci. - Kto tam tak się śmieje? Czy to ta... panna Dexter? O ile w jej życiu nadal będzie Mark. - Tędy, proszę pani - w korytarzu rozległ się głos Andre, zarządcy Renouys.
- Skąd wiedziałeś, że właśnie tego mu teraz potrzeba? - Pijak nie odpowiedział mi wprost - odrzekła Róża - ale prosił, by ci powiedzieć, że oceniając lub przywiązując się - Zapewnię mu wszystko, co najlepsze.
- Sam nie mógł się zjawić - myślała głośno Rainie. - Był zbyt zajęty dniu sprzed piętnastu lat, potem o tamtej nocy sprzed piętnastu lat i stwierdziła, mówią sami więźniowie. Miguel Sanchez bardzo dobrze znał tę dziurę. W
kiedy dyrektor przyszedł do szkoły, żeby oszacować straty i dowiedzieć się, kiedy odzyska kontakty z policją. Ale informację tę zdobyłam dwie godziny temu i jeszcze wystarcza, i zaczął przystawiać się do mnie. Mówisz, że ja mam kłopoty
zrobił się niewielki przeciąg i prawdopodobnie kilka kartek z leżącego na parapecie listu wyfrunęło za okno. - Oczywiście - odparł z absolutną pewnością siebie. - Jednak znów jesteś gotowa zaryzykować, tym razem z Henrym. - Akurat to jestem w stanie zrozumieć. Gdybym musiał bez przerwy znosić Jeana-Paula, też bym zaczął pić, żeby nie zwariować. To był straszny człowiek, uwierz mi. Tammy parsknęła gniewnie. - On pani nie potrzebuje. Milcząca dotąd Róża powiedziała cicho: